My green wall...

My green wall...


Kilka dni temu zostawiłam na prawie tydzień mojego Męża samego z chłopakami, psem i wszystkimi moimi roślinami...wszyscy przeżyli... ;)






Gdyby ktoś mi powiedział jakiś czas temu, że będę się jeszcze martwić o to, czy moje kwiaty nie pousychają podczas mojej nieobecności to z pewnością zagłuszyłabym go swoim głośnym śmiechem... ;DDD

Sama nie mogę tego kompletnie zrozumieć jak to możliwe, że u mnie - osoby, która potafiła zasuszyć nawet najzdrowsze i najpiękniejsze okazy... nagle wyrósł busz. 





Kwiatów przybywało i ciągle przybywa a ja już zaczynam się obawiać, że niedługo zabraknie mi na nie miejca. Dlatego jakiś czas temu zdecydowłam się na powiesznie dwóch półek na jednej ze ścian w salonie i zameldowanie tam części moich roślin.






Takie rozwiązanie sprawdziło się u mnie idalnie więc jeśli też zastanawiacie się nad tym gdzie pomieścić swoich zielonych przyjaciół to już macie na to sposób. 














I pomyśleć, że sama woda wystarczy, żeby rośliny rosły i w miszkaniu zrobiło się zielono...














Jestem dowodem na to, że każdy, absolutnie każdym może cieszyć się zielenią w domu... wystarczy tylko pamiętać o podlewaniu ;DDD

No to idę podlać swoje cuda a Wam życzę miłego dnia! 


Krzesła z historią...

Krzesła z historią...


Życie nauczyło mnie już kilku rzeczy... najważniejszą z nich jest cierpliwość... ale nie w każdym temacie... nie, nie... np. tej do moich pociech jeszcze się uczę ;) Cierpliwości w czekaniu na starociowe okazje mnie to moje życie nauczyło! 
Ach, jak ona popłaca!




Tyle razy miałam już upatrzone kilka pięknych krzeseł do odrestaurowania ale jakiś wewnętrzny głos kazał mi jeszcze chwilę, chwileczkę się wstrzymać... jakby wiedział, że te jedne,jedyne już czekają żebym tylko natrafiła na nie w internetach... ;)


I znalazłam je!
Całkiem blisko... cztery w cenie jednego... To była szybka akcja... żeby czasami ich poprzedni właściciel się nie zorientował, że moja radość na ich widok jest podejrzana i żeby nie zachciał porównać ceny którą zaproponował z cenami podobnych krzeseł... ;)))







Byłam bardzo zaskoczona tym, w jakim dobrym stanie kupiliśmy te krzesła. Ponieważ są bardzo stabilne to wymagały tylko pozbycia się starej warstwy lakieru. Tutaj kolejna niespodzianka - jeszcze nigdy tak łatwo mi to nie poszło - 4 dzrzemki Małej i już krzesła były gotowe do malowania.  

Wspominałam już, że mamy cztery sztuki? :)

Dwia pierwsze krzesła zostawiłam w naturalnym kolorze, który mnie zachwycił. Warstwa lakieru tylko podkreśliła ich piękno.














Z dwoma pozostałymi zrobiłam to, o czym marzyłam od dawna - pomalowałam je na czarno - matowy heban wybrałam... z czystm sercem polecam ten odcień. Jest najpiękniejszy ze wszystkich, które znam.













Takim oto sposobem mam komplet krzeseł pamiętających dawne czasy a jakością wykonania bijących na głowę większość tych dostępnych w sklepach. 

Oczami wyobraźni widzę już naszą jadalnię... szukam jeszcze tylko wymarzonego stołu ponieważ dwa kolejne krzesła już chyba dorwałam.

Ale jestem cierpliwa, znajdziemy się kiedyś ;)

Dajcie znać, czy Wy też macie taką słabość do starch krzeseł...


Miłego dnia!

Copyright © 2014 It's cosy here ... , Blogger